COVID-19, czy freediverzy mają się czego obawiać?

Marcin Baranowski

Wszystko wskazuje na to, że pandemia COVID-19 trwać będzie jeszcze długo i najprawdopodobniej większość z nas, wcześniej czy później, będzie miała kontakt z wirusem. Freediverzy w zdecydowanej większości są ludźmi zdrowymi, w dobrej kondycji fizycznej i stosunkowo młodymi. Nie obawiamy się więc raczej ciężkiego przebiegu choroby a tego jak wpłynie ona na nasze płuca i zdolność do nurkowania.

Szeroko przytaczany raport opublikowany przez chińską agencję rządową, podsumowujący dane o 44 tys. przypadków, podaje, że aż 81% pacjentów charakteryzowało się lekkim przebiegiem COVID-19. Do grupy tej zaliczono osoby bez zapalenia płuc oraz te, u których było ono łagodne. U kolejnych 14% choroba miała przebieg ciężki, z wysyceniem krwi tętniczej tlenem ≤93%, występowaniem duszności i rozległymi zmianami w płucach. Natomiast 5% stanowiły przypadki krytyczne z niewydolnością oddechową, sepsą i/lub niewydolnością wielonarządową. Można więc odnieść wrażenie, że skoro nie znajdujemy się w grupie podwyższonego ryzyka to nie mamy się zbytnio czym przejmować. Jednak głębsza analiza dowodzi, że nie jest to do końca prawdą.

Dostępne prace pokazujące wyniki badań obrazowych płuc przeprowadzonych na osobach przyjętych do szpitala (w początkowej fazie epidemii często hospitalizowano wszystkich zakażonych) wykazały, że zapalenie płuc miało od 72 do nawet 97% z nich (średnia to 89%). Dodatkowo w większości przypadków było ono obustronne. Dane te pochodzą jednak wyłącznie z Chin. Obecnie coraz częściej słyszy się o tym, że Azjaci przechodzą tą chorobę ciężej niż ludzie rasy białej. Wydają się to potwierdzać pierwsze badania z Włoch, które wykazały zmiany w płucach u nieco mniejszego odsetka zakażonych (64%).

Można oczywiście podejrzewać, że wśród pacjentów przyjętych do szpitala miała miejsce nadreprezentacja osób z cięższym przebiegiem choroby. Przyjrzyjmy się więc podobnym badaniom przeprowadzonych na pacjentach bezobjawowych. W tym wypadku odsetek osób ze zmianami w płucach wynosił od 71 do nawet 100% (średnio 83%). Dodatkowo około jedna trzecia bezobjawowych zakażonych, która na początku nie miała zapalenia płuc, rozwinęła je w późniejszym czasie. Wygląda więc na to, że zdecydowana większość osób z łagodnym, czy nawet bezobjawowym, przebiegiem COVID-19 przechodzi jednak zapalenie płuc.

Co to oznacza dla freediverów? Oczywistym jest to, że z zapaleniem płuc nie należy nurkować. Nie powinno się również wykonywać wówczas żadnych ćwiczeń wiążących się z wstrzymywaniem oddechu, pakowaniem, czy reverse packami. Zakaz dotyczy także rozciągania klatki piersiowej i przepony. Od wszystkich tych czynności należy się powstrzymać jeszcze przez dłuższy czas po ustąpieniu wszelkich objawów chorobowych. Według opinii lekarza nurkowego znalezionej w sieci, przy objawowych zakażeniach COVID-19 od nurkowania należy powstrzymać się jeszcze przez co najmniej 2, a najlepiej 3 miesiące. W przypadku zakażeń bezobjawowych czas ten wynosi jeden miesiąc. Jednak zanim wrócimy do wody, powinniśmy jeszcze przejść badania pod kontem braku przeciwwskazań do nurkowania, koniecznie obejmujące RTG klatki piersiowej.

Skąd jednak osoby przechodzące zapalenie płuc bezobjawowo mają wiedzieć, że są chore? Pomocne może być tutaj wykorzystanie posiadanych przez wielu freediverów pulsoksymetrów. Prawidłowe wysycenie krwi tętniczej tlenem powinno wynosić nie mniej niż 95%. Nasze zaniepokojenie zdecydowanie powinny jednak wzbudzić również odczyty mieszczące się w prawidłowym zakresie, jeżeli są niższe o 2% lub więcej w stosunku do tego co normalnie obserwujemy. Należy zwrócić uwagę także na to czy nasz rytm oddechowy w spoczynku nie uległ przyspieszeniu. Symptomem zapalenia płuc może być również zmniejszenie wydolności fizycznej. Jeżeli ćwiczenia, które normalnie wykonywaliśmy bez problemu nagle zaczynają wywoływać silne zmęczenie czy zadyszkę oznacza to, że nasze płuca nie funkcjonują jak należy.

Wszystkich nas nurtuje oczywiście pytanie o to czy przejście COVID-19 może spowodować trwałe zmiany w płucach. Takie ryzyko istnieje niestety w przypadku każdego zapalenia płuc o ciężkim przebiegu i COVID-19 nie jest tu wyjątkiem. Co jednak z osobami, których stan nie był na tyle zły by wymagał hospitalizacji? Tak naprawdę na obecnym etapie rozwoju pandemii nikt tego nie wie. Na twarde dane trzeba będzie poczekać jeszcze wiele miesięcy. W sieci można było jednak niedawno przeczytać alarmujące doniesienia lekarza ze szpitala w Innsbrucku dotyczące sześciu nurków SCUBA, którzy COVID-19 przechorowali w domu. Tomografia komputerowa wykonana 5-6 tygodni po wyzdrowieniu wykazała, że 4 z nich wciąż miało poważne zmiany w płucach. Według autora doniesienia były one tak zaawansowane, że szanse na pełne wyleczenie są niewielkie. Natomiast badania kontrolne przeprowadzone w Hong Kongu na grupie 12 pacjentów, którzy zostali wypisani ze szpitala, u 3 z nich wykazały upośledzoną o 20-30% czynność płuc (nie podano jakich dokładnie parametrów to dotyczyło), co przekładało się na istotnie niższą tolerancję wysiłku. Powyższe doniesienia trzeba jednak traktować z ostrożnością ze względu na bardzo małą liczbę przebadanych osób.

Dotychczas opublikowano dopiero dwie prace uwzględniające większą grupę pacjentów, obydwie pochodzą z Chin. Pierwsza dotyczyła rehabilitacji oddechowej przeprowadzonej u 72 osób po 65 roku życia, które wcześniej hospitalizowano z powodu COVID-19. Podzielono je na dwie grupy: kontrolną, niewykonującą ćwiczeń, oraz poddaną rehabilitacji. W momencie rozpoczęcia badań, uczestnicy charakteryzowali się wyraźnym upośledzeniem czynności płuc w badaniu spirometrycznym oraz pojemnością dyfuzyjną płuc na poziomie ~60% normy. Po 6 tygodniach osoby poddane rehabilitacji wykazały wyraźną poprawę czynności płuc, mierzone parametry wciąż jednak pozostawały poniżej normy. Natomiast u pacjentów niepoddanych rehabilitacji nie zanotowano żadnej poprawy.

Druga z nich opisuje wyniki tomografii komputerowej płuc wykonanej u 49 pacjentów około 2 tygodnie po wypisaniu ze szpitala. Oznaki zwłóknienia płuc stwierdzono u 43% z nich. W porównaniu do osób bez widocznego zwłóknienia byli oni starsi (śr. 45 vs. 34 lat), dłużej przebywali w szpitalu (19 vs. 15 dni), i zdecydowanie częściej potrzebowali leczenia na oddziale intensywnej terapii (19 vs. 3,6%). Zmiany zwłóknieniowe mogą stanowić poważny problem dla freediverów, zmniejszają one bowiem elastyczność tkanki płucnej i mogą sprzyjać powstawaniu urazów w następstwie pakowania bądź lung squeeze. Niedawno opublikowane wyniki badań histologicznych płuc 4 osób, które zmarły na COVID-19 nie wykazały jednak wyraźnych zmian zwłóknieniowych.

Wyniki powyższych prac niestety sugerują, że ryzyko rozwoju trwałych zmian w płucach w następstwie COVID-19 może być wysokie. Nie wiadomo jednak czy powyższe dane odnoszą się do ogółu zakażonych czy tylko do przypadków ciężkich wymagających hospitalizacji. Istnieją również spore szanse na to, że w kolejnych miesiącach dojdzie do ustąpienia przynajmniej części zmian, które zaszły w płucach tych pacjentów. Znacznie więcej wiadomo za to na temat odległych skutków SARS, choroby wywoływanej przez wirus bardzo podobny do tego, który spowodował obecną pandemią. Dostępne badania podają, że od 20 do 35% osób, które przeszły SARS, ma trwale upośledzoną pojemność dyfuzyjną płuc i/lub zmiany zwłóknieniowe. Wykazano również, że w przypadku tej choroby okres rekonwalescencji wynosił około jednego roku, po tym czasie nie obserwowano już dalszej poprawy czynności płuc. Należy jednak pamiętać, że SARS charakteryzował się cięższym przebiegiem i wyższą śmiertelnością w stosunku do COVID-19. Można więc mieć nadzieję, że ryzyko trwałych uszkodzeń płuc w przypadku zakażenia obecnym koronawirusem okaże się być znacznie mniejsze. Pamiętajmy też, że zapalenie płuc to nie wyrok. Sam przechodziłem je trzykrotnie, raz jako niemowlę i dwa razy po 30 roku życia. Nie zauważyłem by wpłynęło to w jakikolwiek sposób na moją zdolność do nurkowania.

 

 

Zostaw komentarz