Piotr Wawer
Członek
Post count: 100
#6781 |

Witam.

Ostatnio sporo się w naszym środowisku mówi o ratownikach WOPR i ich relacjach z freediver’ami.

Temat, który zacząłeś to „temat-rzeka” spróbuję jednak po krótce ci odpowiedzieć.

Zacznijmy od tego czym jest blackout i samba.

BLACKOUT to krótko mówiąc utrata przytomności. Ale nie można traktować go tak samo jak utraty przytomności u osoby tonącej. Zgodnie z tym czego uczą na kursach ratowniczych WOPR u tonącego utrata przytomności następuje zazwyczaj po zaaspirowaniu wody do dróg oddechowych (choć nie zawsze). U freediver’ów natomiast blackout następuje praktycznie zawsze przed. Co więcej, w przypadku prawidłowej asekuracji do zalania dróg oddechowych wodą nie dochodzi niemal nigdy (choć naturalnie nie możemy wykluczyć, że się to zdarzy).

SAMBA to natomiast stan, który często występuje przed blackoutem. Określa się go jako LMC – Loss of Motor Control (utrata kontroli motorycznej). Wygląda to tak, że przytomny jeszcze freediver przestaje panować nad swoim ciałem. Występują też charakterystyczne drgawki.

Zarówno sambie jak i blackout’owi towarzyszy często utrata pamięci krótkotrwałej więc ofiara często nie pamięta ostatnich chwil swojej próby.

Co do procedur stosowanych w przypadku blackout’u lub samby przez samych freediverów to też jest to przedmiotem dyskusji i nie ma co do tego 100% zgody choć różnice nie są znów aż tak drastyczne.

Skupię się tu na freedivingu basenowym.

Jedno jest pewne – freediver podczas próby MUSI mieć asekurację w postaci drugiej osoby płynącej bardzo blisko niego po powierzchni i obserwującej go cały czas. Mowa tu oczywiście o dynamice. W statyce naturalnie asekurant nie płynie lecz stoi obok.

Jeżeli asekurant dostrzeże, że freediver doznał blackoutu bądź samby, pierwsze co musi zrobić to oczywiście jak najszybsze wydobycie ofiary na powierzchnie wody i utrzymywanie jego dróg oddechowych nad wodą.

Następnie zdejmuje się tzw. sprzęt twarzowy czyli wszystko co nurek miał na twarzy (maska, okularki, zacisk na nos).

Potem dmuchamy delikatnie na twarz ofiary (stymuluje to odruch oddychania), i mówimy do niej spokojnie. Ważne jest aby nie krzyczeć ani nie klepać ofiary gwałtownie po policzkach. Dążymy przecież do tego aby uspokoić i „przekonać” nieprzytomnego, że jest bezpieczny a nie potęgować stres organizmu.

I w 99% przypadków na tym kończy się pomoc potrzebna ofiarze samby czy blackoutu. Po kilku – kilkunastu sekundach wraca oddech i przytomność.

Są jednak oczywiście przypadki cięższe.

Jeżeli po kilkunastu sekundach oddech nie powrócił, wykonujemy oddech usta-usta. Jeżeli natomiast i to nie pomoże przechodzimy do regularnej procedury reanimacji.

Na zawodach i imprezach freediving’owych coraz częściej nieprzytomnemu nurkowi podaje się tlen od razu po wyciągnięciu go na brzeg i zdjęciu sprzętu twarzowego (co przy asekuracji stosowanej na zawodach zajmuje kilka sekund) mówiąc do niego jednocześnie.

Tak np. postępowano na ostatnich zawodach w Wiesbaden gdzie było kilka blackoutów (sam miałem BO przy dynamice %) ) i sprawdziło się to bardzo dobrze.

Oczywiście to co napisałem nie wyczerpuje tematu ale mam nadzieję, że dało jako takie pojęcie jak na to zapatrują się freediverzy.

Co do twojego pytania:
„Czy zgadzacie sie, ze RW ma prawo 'nie pozwalac’ trenowac freedive komus bez asekuracji tj bez drugiej osoby?”

Moim zdaniem ma nie tylko prawo ale i obowiązek.

Pierwsza zasada freedivingu to:

NIGDY NIE TRENUJ SAM !!!

Pozdrawiam – Junior

Ps. Możesz podać linka do tego tematu na forum WOPR ?