Moja droga do setki – część II

mat127 wrzesień: dzień Free Immersion

Mój OT przypadał na godzinę 16:05, dość późno, jednak wiedziałem, że im później, tym lepsze warunki będę miał podczas nurkowania. Jedyne co mnie martwiło, to jak zwykle jedzenie, co, gdzie, ile i jak… Zawsze gdy zjadłem coś innego niż owoce, odczuwałem wczesne kontrakcje i złe samopoczucie podczas nurkowania, jednak potrzebowałem energii, bo nie przeżyję na kolacji z dnia poprzedniego, w dodatku zawody odbywały się w hotelu All Inclusive, gdzie nie można było nic kupić. Każdy brał suchy prowiant ze sobą, ja obładowałem słoik makaronem, tak żeby uzupełnić węglowodany na kolejny dzień zaraz po nurkowaniu. Tego dnia zjadłem rutynowo 2 banany rano i jeszcze jeden w Sharm ok. 12. Do mojego OT zgłodniałem dosyć mocno, ale już nic nie mogłem zrobić, zazwyczaj gdy idę na basen z pustym żołądkiem, robię świetne wyniki, ponadto wiedziałem, że 100 to nie był mój limit tlenowy, zatem powinno być ok.

Czas upływał nieubłaganie, na 1,5 h przed OT zacząłem powoli przygotowanie. Zniosłem boję i butlę z tlenem na sam koniec platformy, tak, żebym już w piance na tym słońcu nie musiał nic przenosić. Na ok. 55 min przed OT wszedłem do wody, 10 min zajęło dopłynięcie do boi rozgrzewkowych, tam czekał na mnie Samo z uśmiechem na twarzy po udanym nurkowaniu. Samo Jeranko, utalentowany Słoweniec pełnił rolę mojego trenera, transportował mnie do official zone i pilnował czasu. Wykonałem jedną tradycyjną rozgrzewkę, następnie miałem 30 min do swojego OT. Z zamkniętymi oczami, powoli przeprowadzałem wizualizację, bardzo ważny dla mnie element. Myślę o tym jak spokojnie oddycham, biorę ostatni wdech, pakuję, w nurkowaniu CWT i CNF skupiam się by puścić linę przed zanurzeniem dróg oddechowych – szkoda by było zarobić 5 pkt karnych za GRAB – następnie powoli pokonuję pierwsze 20 m, tak aby nie spalać dużo tlenu gdy jeszcze mój odruch nurkowy nie wystartował, może i moja technika, i prędkość nie powala, ale wiem, że najważniejsza jest pełna relaksacja, dalej wyobrażam sobie jak słyszę 3 alarmy, pierwszy oznacza początek freefall ok. 24 m, następnie ostatni oznacza początek mouthfilla na 40 m. Później już tylko utrzymanie koncentracji i spokojny lot, tak aby nie przełknąć powietrza. Docieram do talerzyka, zrywam taga, rozpoczynam wspinaczkę na górę, na powierzchni muszę pamiętać by wziąć 2-3 duże wdechy z kompresją powietrza, zdjąć okularki i nosek, zlokalizować sędziego i dokończyć protokół.

Po takiej wizualizacji jestem gotów, słyszę odliczanie, pakuje ok. 50 packów, do momentu aż usłyszałem taki dziwny dźwięk przy próbie dalszego wtłaczania powietrza, oznacza to, że więcej już się nie da i pora na zanurzenie. Wszystko przebiegło wg wizualizacji, całe nurkowanie było bardzo przyjemne, mogłem dobrać mouthfilla poniżej 50 m, miałem spory zapas powietrza do dna, ponadto doznania zwiększyła narkoza azotowa, bo miałem wrażenie, że mój freefall trwa wiecznie, naprawdę wiecznie, a ja miałem wrażenie, że lecę w przestrzeni, nieważko, pod wpływem euforii, może to dlatego, że już około 50 m wiedziałem iż dolecę do dna i to mnie nastawiło bardzo pozytywnie podczas narkozy. W końcu zahaczyłem głową o talerzyk, zebrałem taga, dwa razy upewniłem się, ze na pewno go mam i z uśmiechem na twarzy rozpocząłem wspinaczkę do góry. Spotkałem pierwszego safety, następnie drugiego, wiedziałem, że to Linda bo zawsze podpływała do mnie w ten sposób w Blue Hole podczas moich treningów, uśmiechnąłem się do niej jak zwykle sygnalizując, że wszystko jest ok. Przed powierzchnią zdjąłem nose clip, po wynurzeniu nabrałem dwa zaplanowane wdechy, zdjąłem okularki, obróciłem głowę w stronę sędziego głównego, który był za mną, następnie odwróciłem się z powrotem, wziąłem jeszcze jeden wdech dla pewności, po czym znów się obróciłem w jego stronę i dałem znak OK, po czym powiedziałem I’m ok. Wiedziałem, że wszystko zrobiłem perfekcyjnie i nic nie mogło odebrać mi białej kartki. Po dość krótkiej chwili Marco pokazał biały kartonik i 100 m (4:09) stało się oficjalnym faktem, radość i duma mnie rozpierała, wiedziałem, że to historyczna chwila dla polskiego freedivingu, a ja znalazłem się w gronie, o którym mi się nigdy nawet nie śniło. Szybko udałem się na głębokość 5 m by oddychać tlenem, dekompresja i regeneracja to najważniejsze przed kolejnymi dwoma dniami. Po wyjściu wody czekała nas jeszcze 1,5 h podróż do Dahab – jak ja nienawidzę podróżować autobusem, strasznie mnie to męczy. Po tym sukcesie, postanowiłem zadeklarować kolejne 100 m w CWT, wiedziałem, że mogę dotrzeć na dół, więc czemu miałbym nie spróbować.

28 wrzesień: Constant Weight

Wieczorem dnia poprzedniego, zaczęły się rodzić we mnie wątpliwości, zadeklarowałem ponad 7 m więcej niż moje treningowe PB, z poprzedniego roku pamiętałem, że 80 m na zawodach mimo iż 6 m płycej niż moje PB było dość wymagające, a oficjalna próba w CNF na 70 m, która była równa mojej próbie treningowej była bardzo, bardzo ciężka. Wiedziałem więc, że na zawodach będzie ciężej. Jest też taka zależność którą zaobserwowałem, iż organizm uczy się głębokości. Już tłumaczę co mam na myśli: gdy na treningu osiągnę głębokość i jestem zmęczony to próbą, następnie odpoczywam, przesypiam 1-2 noce i kolejna próba na tą samą głębokość nie sprawia już takiego wysiłku. Dlatego przykładowo, gdy rok wcześniej moje nogi były zmęczone po nurkowaniu na 60 m w monopłetwie, byłem bardzo zdziwiony, że miesiąc później zszedłem 10 m więcej i to bez płetw, a w mono aż 30 więcej. To jest właśnie ta adaptacja organizmu. Wracając do tego roku, to gdy zrobiłem parokrotnie CWT na 90-92 m, ostatnia próba była naprawdę łatwa i przyjemna. Wiedziałem, że 100 m poprzedzone nurkowaniem na 95 m a następnie na 100 m i należyty odpoczynek byłoby świetnym treningiem i nie musiałbym się niczego obawiać. Jednak fakt, że to były zawody, a w dodatku dokładałem parę dobrych metrów, trochę mnie stresowało, z godziny na godzinę coraz bardziej, zwłaszcza fakt, iż wiedziałem, że mam słabe nogi i dosyć ciężką monopłetwę. W rzeczywistości w tych okolicznościach wysiłek jaki będę musiał włożyć w 100 m zdecydowanie przewyższał tą głębokość o parę metrów. No cóż myślę sobie, że nie mogę się wycofać. Mam tą zdolność, że mogę robić bardzo długie Dive Time’y i jeśli dziś te 100 m zakończy się sukcesem, to z odpowiednim treningiem dość szybko zrobię kolejny postęp. Liczyłem się też z tym, że ostatnie metry będę musiał wspomóc się rękami.

Podsumowując przebieg przygotowań tego dnia, rano zapomniałem zjeść dwóch bananów i zabrać trzeciego do Sharm. W drodze postanowiłem zjeść małą porcję ryżu, tak żeby nie umrzeć z głodu do popołudnia, był to pierwszy element stresujący, zmiana rutyny i świadomość, że spożywanie tego typu pokarmów źle przekłada się na moje nurkowania.

Czas do mojego OT zleciał szybciej niż wczoraj. Znajdowałem się już w wodzie, po rozgrzewce, miałem około 25 min do OT. Gotowy do nurkowania, spokojnie przeprowadzałem breath-up na boi, znajdującej się niedaleko platformy. Tutaj pojawił się pierwszy problem, mianowicie w nogach, a zwłaszcza w rękach czułem dziwne uczucie przypominające łaskotanie, książkowy objaw hiperwentylacji, którego nie byłem do końca świadomy w tym momencie. Oddychałem normalnie w sposób zwany „tidal breathing”, czyli tak jakbym oglądał telewizję i nie wpływał świadomie na prędkość i głębokość oddychania w ogóle. Pomyślałem, że jestem dość długo w wodzie, może zaczyna mi być zimno, ale nie na tyle by mieć już dreszcze. Miałem lekkie obawy o blackout tego dnia, przez opisany wyżej szereg okoliczności. Postanowiłem postawić na maksymalny odruch nurkowy, zabrać ze sobą tyle CO2, ile tylko dam rady.

Zrezygnowałem z jakiegokolwiek głębszego wdechu przed zanurzeniem. Przed OT oddychałem wciąż „tidal” i gdy przyszedł czas, wziąłem pełny wdech dopakowałem do pełna i zanurkowałem. Ok. 25 m poczułem już pierwsze skurcze, wiedziałem, że wyrównanie ciśnienia będzie cięższe. Po jakimś czasie freefalla zacząłem czuć wazokonstrykcję, też wcześniej niż zwykle w tej kategorii, pomyślałem, to wszystko dobrze dla mojego odruchu nurkowego, jest naprawdę mocny tym razem, a wysoka zawartość CO2 uchroni mnie przed blackoutem. Uświadomiłem sobie też, że droga na górę będzie potwornie ciężka. Z tymi myślami dotarłem do talerzyka, wziąłem taga i zacząłem pierwsze mocne pociągnięcia monopłetwą. Było inaczej niż zwykle, nogi miałem naprawdę ciężkie od samego dołu, zazwyczaj pierwsze 30-40 m pokonywałem ciągłym ruchem monopłetwy, a później przechodziłem do basenowego stylu kick-kick-glide. Tym razem wiedziałem, że zbyt szybko zajadę nogi, więc już po pokonaniu pierwszych 20 m przeszedłem na styl kick-kick-glide. Około 30 m nie miałem już sił w nogach, więc to z czym się liczyłem wcześniej i postanowiłem pomóc sobie rękami. Wykonywałem dwa mozolne kopnięcia i ruch rękami do żabki. Dopłynąłem do powierzchni, złapałem linę, dwa pełne hook breath’y, zdjąłem nose clip z okularkami, zlokalizowałem sędziego który był przede mną, wziąłem jeszcze jeden wdech dla pewności i dokończyłem protokół z lekkim uśmiechem na twarzy. Dostałem białą kartkę, znów byłem niesamowicie szczęśliwy i równocześnie potwornie wykończony. Gdybym miał porównać to nurkowanie do tych na 92 m, w życiu bym nie pomyślał, że różnica będzie tak ogromna, ale wiedziałem, że to za sprawą wcześniej opisanych okoliczności. Od razu udałem się na głębokość 5 m, by przez 15 minut oddychać czystym tlenem. Na brzegu miałem około 20 min by złożyć deklarację w CNF. Czułem, że te dwie 100, a zwłaszcza dzisiejsza naprawdę mnie wykończyły, marzenia o powtórzeniu 80 m, bez dnia przerwy, były nierealne. Postanowiłem zadeklarować 75 m, około 6-7% mniej niż PB. Nie byłem co do tego przekonany, ale postanowiłem spróbować, mój cel na ten rok wykonałem, ryzykowałem jedynie pewne zwycięstwo w zawodach, na którym tak naprawdę mi nie zależało.

29 wrzesień: Constans Weight without fins

Tego poranka nie zapomniałem o bananach, zjadłem też 4 daktyle, Samo doradził mi, że to niewiele pokarmu, a spora dawka energii, która będzie mi dziś potrzebna. Jak się później zorientowałem (wieczorem po powrocie) to, żeby nie było idealnie, zapomniałem wypić rehydration powder, Egipskie sole mineralne aby uzupełnić niedobór elektrolitów spowodowany przez wszechobecny skwar jaki tam panował. Reszta dnia przebiegła wg planu, aż do momentu ostatnich 25 min przed OT. Znów czułem to dziwne uczucie w rękach i nogach. Było silniejsze niż dnia poprzedniego. W tym momencie przypomniałem sobie słowa Willa Trubridge’a, który mówił, że zawsze jak ma podobne uczucie, przerywa nurkowanie, bo wie, że nic z tego nie będzie. Przed OT oddychałem jak zwykle „tidal”, jednak w odróżnieniu od wczoraj, postanowiłem zrobić tak jak na treningach, czyli 1 trochę większy wdech, następnie lekko pogłębiony wydech, maksymalny wdech, pack, pack….i zanurzenie.

Na swoje nieszczęście, miałem na uwadze słowa Samo, że moje kopnięcie nóg nie jest najlepsze, jako główny cel na to nurkowanie postanowiłem skupić się by robić to dobrze. W efekcie myślałem, że kopię efektywniej, a było wręcz przeciwnie, pierwsze 22 m pokonałem w 40 sekund a nie jak zazwyczaj 32. Około 22 m gdy miałem zacząć swój freefall, wykonałem jeszcze jeden ruch rąk i nóg, przez złudzenie jakie tworzyła lina z falami, myślałem, że stoję w miejscu, a to tak naprawdę lina opadała wraz z przejściem fali. Caly freefall przebiegł spokojnie, wziąłem taga i zacząłem spokojnie wypływać w górę. Wszystko było tak jak zwykle, czułem się dobrze, zmęczenie mięśni nie różniło się od innych moich prób. Spotkałem pierwszego safety, mówiłem sobie, że spokojnie zaraz będzie drugi, tak też się stało, postanowiłem skontrolować ile jeszcze do powierzchni – około 15 m. Jeszcze parę pociągnięć, czułem się dobrze, na powierzchni po wynurzeniu minąłem się z liną, złapałem ją po 1-2 sekundach, przez co ten pierwszy duży wdech do którego przywykłem, był bardzo mały i płytki bez kompresji powietrza, później drugi, trzeci coraz mniejszy, a ja już kładłem się na plecach, Linda mnie złapała, chciała zdjąć mi nose clip a ja w tym momencie się ocknąłem. Ok. 2 sekund – Damn…. Aurore powiedziała mi, że moje kolory były w porządku, pierwsza moja myśl biegła w kierunku ciśnienia krwi, musiałem być lekko odwodniony tego dnia. Dalej wykonałem protokół na wypadek ew. protestu gdyby safety złapał mnie zbyt pochopnie, potem rozejrzałem się zdziwiony wokół, dlaczego oni mnie trzymają. Jednak później z nagrania znajomej zobaczyłem, że sprawa jest przesądzona i gdyby nie Linda, zanurzyłbym swoje drogi oddechowe i nie było w ogóle dyskusji. Szybko udałem się pod wodę oddychać tlenem. Cieszyłem się, że zawody w końcu dobiegły końca, bo jednak codzienne podróże z Dahab do Sharm i z powrotem, cały dzień oczekiwania na nurkowanie w tych temperaturach, dały mi się we znaki. Wracając rozmyślałem o tym, że zaliczyłem swój drugi blackout w karierze, jednak ten różnił się od tego na koronie. Wtedy na Koronie czułem złość i gniew, teraz było inaczej. Chyba bardziej dojrzałem, chciałem przeanalizować to co się stało, a przede wszystkim dlaczego i co mogę zrobić by następnym razem tego uniknąć.

Po głębszym zastanowieniu jest szereg czynników, które miały na to wpływ. Jednym z nich jest zmiana stylu płynięcia, mam tutaj na myśli owe kopnięcia nóg. Mój czas na 75 m (3:48) był o 1 sekundę dłuższy, niż nurkowanie na 80 m. Zmęczenie dwoma nurkami z dni poprzednich, jednak najważniejsze wnioski wysnułem w miniony weekend. Dokopałem się do starego tematu, Williama Trubridge’a na deeperblue.

Tutaj link: http://forums.deeperblue.com/general-freediving/68075-training-diary-81m-cwnf-2.html#post614204

Mogę zauważyć wiele analogii. Miałem dokładnie takie same objawy, gdy wstawałem z łóżka, miałem bardzo wysoki puls i „tunel Vision”, lekkie zawroty głowy, podczas breath-up’a, łaskotanie w mięśniach. Z tego co widzę, Will wychodził z wody, stosował krótkie statyki pomiędzy wdechami aby utrzymać normalny poziom dwutlenku węgla, walczył z odwodnieniem i egipskim jedzeniem. Miewał trudności, blackouty, samby w nurkowaniach, które powinny być bardzo łatwe, „jak spacer po parku” – opisuje.

Teraz się zastanawiam, czy gdybym nie zrobił tego dodatkowego kopnięcia ok. 22m, czy gdybym nie zapomniał wypić soli mineralnych o których Will tyle wypisuje (miałbym wyższe ciśnienie krwi walcząc z odwodnieniem na które w Egipcie jest się tak bardzo podatnym),gdybym nie zmienił stylu i popłynął te 15-18 sekund szybciej, zwalczył w porę niski poziom CO2 przed nurkowaniem, co najważniejsze złapał dobrze linę i wziął pełny wdech zaraz po wynurzeniu, poprzez kompresję powietrza szybko podniósł wspomniane wyżej ciśnienie krwi? Czy jeden z tych czynników, a może wszystkie razem wpłynęły by na pozytywny wynik? Mogę tylko domniemywać….Jednak myślę, że o ile nie mogłem zmienić tego, że nie ma dnia przerwy po tych dwóch nurkowaniach, to mogłem zmienić te szczegóły i następnym razem na pewno o to zadbam.

Podsumowując CNF’a muszę pracować nad techniką i siłą mięśni, gdyż wkładam w nie zbyt mało energii podczas pracy anaerobic. Moje czasy, najdłuższy z 80 m (3:47) to czas wystarczający na zejście poniżej 90 m, przy dopracowaniu techniki do perfekcji.

Z kolei, podsumowując moje nurkowania w monopłetwie, jeśli chcę nurkować głębiej niż 100 m, wiem, że jest to możliwe, jednak muszę być świadom paru czynników, które muszę zmienić w przyszłości. Przede wszystkim, muszę pomyśleć o zmianie monopłetwy, jest bardzo ciężka. Gdy porównywałem ją z płetwą Samo Jeranko to była cięższa ok. 0,7 kg, on z kolei ma większą nogę o 3 rozmiary (48!!), a jak wiadomo, największy ciężar robią footpockety i guma do nich użyta. Kolejnym elementem są moje mięśnie nóg, a konkretnie ich wytrzymałość, muszę popracować nad ich pracą na długu tlenowym, zatem siłownia i sprinty na basenie muszą wejść na stałe w mój repertuar. Równie ważnym elementem jest moja technika, z zapisów wideo zaobserwowałem, że zbyt dużo ciągnę z kolan, ale to jest częściowo efekt słabych mięśni.

Chciałem jeszcze dodać, że o ile Egipt i Morze Czerwone są znakomitym miejscem, żeby zrobić ogromny postęp dla średnio-zaawansowanego freedivera, to nie jest to najlepsze miejsce aby nawiązać walkę z czołówką. Bardzo wysokie temperatury za sprawą których ciężko jest utrzymać nasz organizm w 100% dyspozycji, słabe jedzenie, to tylko kilka czynników znacznie utrudniających solidny trening. Wspomniany wyżej Will, opisuje, że gdy nurkuje w Egipcie to jego możliwości spadają o 10%, czyli jeśli jego limit to 90, nurkując na 81m będzie miał Blackout. Nie wiem tego, może to sprawa indywidualna, ale jakże bym chciał, żeby te stwierdzenia były prawdziwe 🙂

Na koniec przed wyjazdem z Egiptu, żeby zakończyć ten wyjazd miłym akcentem (a nie blackoutem:-) ) postanowiłem zebrać ekipę i przepłynąć Archa na pożegnanie. Razem z Marc’iem Lenoira, bardzo sympatycznym francuzem, przepłynęliśmy w „tandemie” legendarne już miejsce. W „tandemie” bo nie byliśmy połączeni, ale płynąłem w monopłetwie, a Marc za mną skuterem wodnym, z którym się nie rozstaje nawet na chwilę. W efekcie mam nadzieję, że za jakiś czas zmontujemy bardzo ciekawy filmik.

Relacja pierwotnie opublikowana .11.10.2010 roku na stronie www.freediving.com.pl

kommat2

Zostaw komentarz